Translate

środa, 29 stycznia 2014

Szkocki terier


Psy zdominowały ostatnio moje szydełko. Nie umiem tego wytłumaczyć :) W weekend powstały broszki i breloczki w kształcie Szkockiego Teriera :)



















Niektóre mają już swoich właścicieli, ale większość jeszcze nie. Jeśli ktoś jest chętny, zapraszam do kontaktu :)



 

wtorek, 28 stycznia 2014

Jagoda

Mam ostatnio dobry szydełkowy czas. Być może dlatego, że w pracy dzieje się mnóstwo rzeczy (rozwój!) i moja głowa musi wieczorami odpocząć. No cóż, nie bójmy się nazwać spraw po imieniu: jestem uzależniona. Nawet do kina lubię chodzić mniej niż kiedyś, bo w kinie nie da się szydełkować! A miejsce na wakacje wybieram pod kątem: zabiorę włóczkę, przewiozę szydełko?

Mimo wszystko twierdzę, że nic w życiu nie relaksuje mnie tak, jak szydełkowanie. Konkurować może jedynie gotowanie i pieczenie. I w hołdzie miłośniczkom wypieków, wyszydełkowałam Jagodę:


















Jagoda ma rozpinaną na guziczki sukienkę, fartuszek, sandałki i babeczkę z kremem bazyliowym (!). Jagoda ma także majtaski, ale zapomniałam zrobić im zdjęcia :) Powstała seria stylizowanych majtasków, których wciąż zapominam pokazać, ale zrobię to w najbliższym czasie.


Ostatnio ciężko mi znaleźć ładne światło do zdjęć. Słońca mamy jak na lekarstwo niestety...

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Pieski małe dwa...


Pieski małe dwa chciały przejść przez rzeczkę
Nie wiedziały jak, znalazły kładeczkę
I choć była zła, przeszły po niej pieski dwa
Si bon, si bon tralalalala
Si bon, si bon tralalalala


Nie lubię zimy, choć wtedy mam najwięcej czasu na szydełkowanie. Ale nie lubię mrozu i rajstop pod spodniami, nie lubię ciężkich butów.
Ale lubię psy! I bardzo tęsknię za moim psiakiem, który mieszka z moimi rodzicami. I właśnie z myślą o moim psiaku i o mnie powstała Lala Kasia.

















 Mimo, że mam kota, którego bardzo, bardzo... No uwielbiam go. To pomimo tego, zawsze miałam w domu psy. Pies to była furtka do niezależności - późne wychodzenie z psem nie budziło czujności rodziców, pies biegał długo i chętnie, pies słuchał i bronił :) Nawet sweter miałam podobny jak moja lala :)


P.S. Piosenkę, którą cytuję na początku śpiewała mi moja ciocia, gdy byłam małą dziewczynką.

wtorek, 14 stycznia 2014

Kocham zakupy z głową

Lubię robić zakupy. Przyznaję się. Ale nie lubię wyrzucać pieniędzy w błoto :) Mogę powiedzieć, że w ostatnim czasie jest 1:1 w odniesieniu do tych dwóch stwierdzeń. Grudzień był dla mnie dość szalonym miesiącem, dużo pracowałam i dużo szydełkowałam, a z okazji BN postanowiłam sama się dopieścić zakupowo :) Ale po kolei:


Zacznijmy od rzeczy miłych. Sprawiłam sobie młynek do zwijania włóczki :) Dzięki serwisowi eBay oraz Panu Chińczykowi zapłaciłam za niego 15$, a przesyłkę dostałam gratis. Trochę się denerwowałam, czy aby na pewno będzie to młynek moich marzeń i czy poradzę sobie bez parasolki, ale okazało się, że nerwy zupełnie nie były potrzebne. Przy motkach bawełny i wełny rolę parasolki spełnia plastikowa miska, do której wkładam motek (plastikowa miska jest śliska, więc motek sobie w niej swobodnie podskakuje). Przy motkach typu lace sprawdza się odwrócona miednica położona niżej od mojego młynka oraz moja stopa, która odpowiednio tę miednicę podtrzymuje (ponoć wygląda to komicznie, ale działa). Pan Chińczyk dołączył do młynka skąpą instrukcję obsługi w języku angielskim, ale metodą prób i błędów udało mi się to urządzenie oswoić. I... jest cudowne! Normalnie mogłabym kręcić korbką cały dzień :) To były dobrze zainwestowane pieniądze, bo przewinięcie kłębka trwa max 4 minuty, a nitkę można wyciągać zarówno ze środka splotu, jak i z brzegu. Zdecydowanie lepiej zwija się na młynku nieco szorstką wełną niż śliski akryl, ale przy odrobinie wprawy i odpowiednim ustawieniu jakości zwijania nawet akryl wygląda cool. No i było to 15$, a nie ponad 200 zł...


Uwielbiam Isabelle Kessedijan, dlatego gdy tylko pojawiła się na rynku książka o jej lalach kupiłam ją bez zastanowienia. Do jej recenzji skłoniła mnie rozmowa z Moniką z Domu za końcem świata (pozdrawiam!) Książkę kupiłam z przekonaniem, że 50 wzorów w niej zawartych będzie dość konkretnych... No i tutaj zaliczyłam pomyłkę. Owszem jest to 50 wzorów, z czego 1 to skarpetki, drugi to buty, a trzeci to majtki, czwarty to pościel do łóżeczka, piąty to płaszczyk, którego wzór jest identyczny jak wzór na piżamkę... :) I tak do 50 :)
Tak poważnie: książka jest ładnie wydania (choć rozczarowała mnie miękka okładka), ma super zdjęcia i miło się ją przegląda, ale zdecydowany minus dostaje za:
*bardzo małą ilość wzorów, które są miejscami wtórne (np sukienki robi się w identyczny sposób i każdy, kto robił kiedykolwiek sukienkę na szydełku nie potrzebuje do tego wzoru, podobnie jak do wzoru skarpetek)
*wzorom zdarzają się błędy (zauważyłam to robiąc lalę ogrodniczkę ze wzoru Simply Crochet). Trzeba uważać i zachować zdrowy rozsądek przy wykonywaniu ubranek. A także liczyć oczka i nie opierać się sztywno na obliczeniach autorki.
*cena - nie ma co tłumaczyć, jest po prostu droga. Razem z przesyłką zapłaciłam za nią ponad 30$, czyli ponad 100 zł. Zdarzało mi się rozsądniej wydawać pieniądze na własne przyjemności :)

*w książce brakuje podstawowych informacji np. na temat mocowania włosów - a wierzcie mi mocowanie włosów nie jest proste. W lalkach Isabelle powinno się wydzielać stopy, mnie się to jeszcze nie udało i oczekiwałam, że książka mi w tym pomoże, ale niestety zamiast tej porady jest tam np. wzór na pingwina...
 

Podsumowując: nie kupiłabym jej drugi raz, ale lubię oglądać w niej obrazki. Ubranka lalek, które znajdują się u mnie na blogu w większości powstały wg mojego pomysłu i mojego wzoru (oprócz ogrodniczki i Marlene, mam nadzieję że nie pominęłam żadnej). Rozrysowuję je w zeszycie, a następnie robię i zapisuję efekty na kartce :) Łopatologicznie, ale skutecznie :) 


Prezent od męża, który dostałam jeszcze w październiku, ale Malwina zapytała o niego wczoraj i pomyślałam, że warto o nim przypomnieć. Szydełka KnitPro - fantastyczne! Zero przeciążeń w nadgarstku, zero zmęczonego ramienia, zero dziur w rękach (potrafiłam zrobić sobie dziurę w dłoni). I najważniejsze dla mnie: obgryzam szydełka, kiedy się nad czymś zastanawiam - to nie jest bezpieczne, o nie! Dzięki gumowym końcówkom nie robię sobie krzywdy :)
A teraz uwagi dla bardziej zrównoważonych szydełkowiczek. Razem z Anią doszłyśmy do wniosku, że dzięki szydełkom KnitPro splot włóczki jest jakby ciaśniejszy i bardziej dokładny. Być może jest tak dlatego, że meta z którego wykonane jest szydełko jest idealnie śliski, a długość szydełka dobrze dopasowana do wielkości dłoni - to sprawia że ruchy są rytmiczne, a wzór dokładniejszy. Ale to może być tylko nasza teoria :D
(P.S. Szydełka nie mają wad... :)  )


No i ostatnia gwiazda dzisiejszego wpisu. Zamówiłam prenumeratę "Mollie potrafi". Dostałam pierwszy numer tydzień temu. Oczywiście prenumeratę zamówiłam ZANIM poszłam do Empiku i obejrzałam pierwszy numer na półce. Mój błąd i moja ekscytacja. Jako wierna czytelniczka wszystkich anglojęzycznych Mollie Makes oraz Simply Crochet oraz Crochet Today, jako była mieszkanka Irlandii z dostępem do ichniejszych gazet i materiałów, po prostu oczekiwałam zbyt wiele :) Nie chcę spisywać polskiej Mollie na straty, ale tak się akurat złożyło, że posiadałam ten numer w wersji anglojęzycznej i porównałam jego zawartość z polskim wydaniem.
Plusy (jako optymistka zaczynam od plusów):
* mamy polskie wydanie
* opisy robótek są w miarę klarowne
* mają reklamy polskich sklepów z akcesoriami do robótek ręcznych

Minusy (wylicze tylko najważniejsze):
* gazeta jest żywcem przetłumaczona z angielskiego, co sprawia że miejscami język w niej użyty jest tak sztywny i techniczny jak tylko jest to możliwe, a czasami jest po protu dziwnie. Np. tytuł "Dzikie dzieci" :D:D
* część akcesoriów użytych do wykonania np. abażuru jest w PL niedostępna. I tutaj możecie powiedzieć: no trudno, ale skoro to przedruk... Właśnie problem polega na tym, że "Mollie potrafi" wydanie pierwsze jest kompilacją różnych artykułów z różnych numerów Mollie. Skoro autorzy wybierają różne tematy, to mogliby sprawdzać czy prace te da się wykonać w polskich warunkach.
* jeśli polska Mollie potrafi chce pokazywać, wzorem swojej zagranicznej koleżanki, ciekawe prace "handmade" to byłoby miło gdyby zaprosiła do współpracy którąś z polskich blogerek, która na pewno bliższa będzie sercu Polek niż obcobrzmiące nazwiska w całej gazecie. To samo tyczy się przedstawianych w formie "nowości i ciekawostek" produktów handmade: nikt z redaktorów nie zadał sobie trudu, by zamiast ślepo przedrukować złote żołędzie z brytyjskiego wydania, sięgnąć po pracę kogoś z Polski. Nie mówiąc już o tym, że mając polskich reklamodawców nie przedstawiono ani jednego produktu z polskiego sklepu. Nie chcę rdzennie polskiej gazety, ale chcę miksa :)

Wybaczcie jeśli Was zanudziłam. Media i prasa oraz handmade to moje pasje. Pracuję w mediach od kilku lat i czekałam z niecierpliwością na pierwszy magazyn handmade'owy z prawdziwego zdarzenia.
Jeśli czyta to ktoś z redakcji: Lubię polską Mollie, ale chcę żeby była bardziej nasza, mnie anonimowa. Bądźcie tak mili i weźcie pod uwagę moje drobne uwagi. Nie spisuję moich 48 zł na straty - wierzę, że jeszcze mnie zaskoczycie :)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

Mała Dora

Wróciłam. I piszę do Was z samego środka marazmu, który zaległ w mojej głowie na widok papierów i dokumentów na moim biurku. Korzystając z okazji, że moje tempo robótkowe spadło niemal do zera, przedstawiam Dorę. Zrobiłam ją jeszcze przed świętami, na zamówienie.


Ostatnio dostałam dużo prezentów, zrobiłam też sporo robótkowych zakupów. Część okazała się trafiona, a część nieco mniej :) W następnym poście pokażę moje skarby i posączę trochę jadu :)